SP Mrocza
"Pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą"

Fot. powierzone
Uczennice Szkoły Podstawowej im. Wojska Polskiego w Mroczy Jagoda Jasińska oraz Justyna Talarczyk zostały laureatkami Wojewódzkiego Konkursu Literackiego „Gdyby obrazy Wyczóła mówiły, świat literatury by wzbogaciły”.
Poszukuję najtrafniejszych słów, z których udałoby się ułożyć bukiet pochwał godny mistrzyń… To z pozoru łatwe zadanie okazuje się wyzwaniem. Chciałabym przecież, by moje pochwalne wersy nie odbiegały od artyzmu i kunsztu literackiego tych, którym tekst dedykuję…
Oto voxlaudis na cześć Jagody Jasińskiej i Justyny Talarczyk. Patetyczna nuta w okolicznościach, o których mowa jest jak najbardziej na miejscu. Uczennice odniosły bowiem wielki sukces w sztuce tak znamienitej, jak i trudnej – twórczości literackiej.
Wojewódzki Konkurs Literacki pod hasłem „Gdyby obrazy Wyczóła mówiły, świat literatury by wzbogaciły” został zorganizowany w Szkole Podstawowej nr 56 w Bydgoszczy. Pomysłodawczyniami literackich potyczek poświęconych pamięci Leona Wyczółkowskiego oraz gospodyniami finałowego (niebanalnie przeprowadzonego) spotkania (23 XI 2012r.), swoistego „Koncertu Laureatów”, były Anna Pietrasińska-Galwas oraz Monika Rotmańska. Konkursowi patronował Urząd Miasta Bydgoszczy.
W opinii jury literackie popisy uczestników konkursu przerosły wszelkie oczekiwania. Zarówno gimnazjaliści jak i uczniowie szkół podstawowych doskonale władają piórem. Podjęli wyzwanie konkursowe obalając teorię jakoby najmłodsze pokolenie posługiwało się ubogim językiem, skrótem myślowym – odtwórczym. Co więcej, brakowało im wyobraźni, artystycznej inwencji. Kogo nie przekonałam powyższym zdaniem, (zresztą, dlaczego miałby wierzyć na „słowo” – to dziś rzadkość, która nie dziwi) niech da się uwieść sztuce – twórczości literackiej Jagody Jasińskiej – zdobywczyni I miejsca w kategorii proza (opiekun: Justyna Misterkiewicz-Hamowska) oraz Justyny Talarczyk – zdobywczyni II miejsca w kategorii proza oraz III miejsca w kategorii poezja (opiekun: Beata Tymińska).
Całkiem niedawno skierowałam do Jagódki – istoty wyjątkowej – słowa: „Nie bój się być najlepsza”. Zaczynam wierzyć, że kreślę zaklęcia, bo „słowo ciałem się stało”… Jagoda uwiodła jury oniryczną historią Aliny (Marcepanowy sen). Opowiadanie w konwencji fantasy okazało się wyjątkowe, zasługujące na złoty laur.
Justyna odnosząc podwójny sukces zasługuje na nie mniejsze oklaski niż jej młodsza koleżanka. Obie, konkurując z powodzeniem z utalentowanymi rówieśnikami ze szkół całego województwa, uczniami bydgoskich szkół, zasługują na pochwały, a przede wszystkim nagrodę szczególną – nasz podziw i wyjątkową uwagę.
Jagodo i Justyno, skoro wypłynęłyście na "pełne morze", gdzie jak mniemam udało wam się schwytać spełniającą marzenia złotą rybkę, nie dryfujcie po nim – podejmujcie każde wyzwanie. Czas na „grube ryby”, zdobywajcie nagrody ku uciesze najbliższych, przyjaciół, wszystkich czułych na moc płomiennego, dobrego „słowa”, ku chwale „rodzących”wybitności małych miejscowości. Kosztujcie smak sukcesu garściami!
Autor tekstu: Justyna Misterkiewicz-Hamowska/red.
Poniżej prezentujemy teksty laureatek:
Jagoda Jasińska I miejsce - proza:
Marcepanowy sen...
Bardzo lubię las, mogłabym przebywać w nim całymi godzinami. Cisza, szum drzew, odgłosy zwierząt - oto, co kocham najbardziej. Lesie mój, przenoś mnie już zawsze w świat pełen magii i czarów...
Jak zwykle w piątkowe popołudnie wybrałam się w tylko mi znane tajemnicze miejsce nieopodal lasu. Koszyk miałam pełen orzechów dla moich leśnych przyjaciół - wilczycy Sabatelli pięknie przygrywającej mi do tańca na czarodziejskim flecie melodie ludowe i wróżki Irindessy strzegącej anielskiego łoża skrywanego za złotozielonymi, czarodziejskimi wrotami. Kiedy dotarłam na polanę, złotorude wiewiórki już na mnie czekały. Wyraziste promienie słońca przebijały się przez konary leśnych drzew. Byłam boso, igliwie kłuło mnie w stopy. Przedzierając się wzrokiem przez jasne promienie, w głębi lasu, zauważyłam drzewo jarzębiny. Postanowiłam wejść na nie i zerwać kilka garści owoców na korale dla mamy. Kołysałam się delikatnie na ognistoczerwonej gałęzi. Nagle, po drugiej stronie lasu, zza drzew wyłoniła się dziwna, straszna postać. Przypominała wiedźmę z mokradeł. Miała bardzo długie, czarno-siwe włosy. Jej twarz była pomarszczona, paznokcie przypominały szpony, a na szyi zwisał z pewnością magiczny amulet z wilczym okiem. Byłam przerażona, drżałam, serce waliło mi jak dzwon... Potworna jędza podeszła do drzewa, wspięła się na palcach i podała mi uroczo brzęczące jabłko po czym ... zniknęła. Byłam tak przestraszona, że szybciutko ześlizgnęłam się po gałęzi na ziemię, by wrócić do domu. Nie mogłam jednak oprzeć się pewnej pokusie. Koniecznie musiałam skosztować jabłka! Wyglądało bardzo apetycznie, miało dziwny, niebiesko - różowy kolor. Było pyszne! Bardziej przypominało smak marcepanu niż jabłka. Chwilę potem zrobiłam się strasznie senna, świat zawirował mi przed oczami i osunęłam się na ziemię. Miałam cudowny sen...
Śniłam, że biegnę tęczową drogą. W pewnym momencie ptaki uniosły mnie wysoko. Wzbijałam się wyżej i wyżej... Po chwili ujrzałam przed sobą skrzydlatą postać.
- Kim jesteś ? - zapytałam.
- Jestem dobrą wróżką, zwą mnie Prilla - odpowiedziała ubrana w pióra kobieta.
- Czy możesz powiedzieć mi gdzie się znajduję?
- W Mercurii, magicznej krainie - rzekła wróżka.
- Jak mogę wrócić do domu? - zapytałam z niepokojem.
- Idź prosto przed siebie. Nie rozglądaj się, nie spoglądaj w niebo, uszy zatkaj żołędziami, by nie ulec pokusie melodii płynących z głębi lasu. Masz godzinę na dojście do czarodziejskich wrót, za którymi czekać będzie na ciebie Irindessa strzegąca anielskiego łoża. Na nim ujrzysz utkaną z bursztynowych nici suknię. Ubierz się w nią, zatrzaśnij dobrze wrota, a znajdziesz się z powrotem w lesie nieopodal domu. Ptaki wskażą ci drogę - powiedziała wróżka.
- Dziękuję za pomoc Prillo- podziękowałam i ruszyłam przed siebie. Wróżka rozpłynęła się w powietrzu. Poczułam na twarzy lekki powiew wiatru, w dłoniach znalazłam dwa żołędzie oblane złotym pyłem. Z pomocą ptaków bez trudu dotarłam do wielkich wrót. Weszłam nimi do Elfolandii, zatrzasnęłam ogromne drzwi. Z radością włożyłam na siebie sukienkę. Piękniejszej nigdy w życiu nie widziałam! Niestety nigdzie nie było ukochanej wróżki strzegącej anielskiego łoża. Zajrzałam w każdy kąt, ale wszędzie poupychane były tylko uśpione elfy. Poczułam się naprawdę zmęczona, moje powieki stawały się coraz cięższe i cięższe. Zasnęłam...
Obudziłam się z uśmiechem na twarzy w moim magicznym lesie. Na szyi miałam piękne korale z jarzębiny. Niestety po bursztynowej sukience nie zostało śladu. Przygoda, która przydarzyła mi się w lesie będzie moja małą tajemnicą. Może w następny piątek znowu spotkam tajemniczą wiedźmę i uda mi się pofiglować w anielskim łożu z wróżką Irindessą? Czas na mnie, mamie pięknie będzie w jarzębinowej biżuterii.
Justyna Talarczyk II miejsce – proza:
Mam na imię Leoś. Jestem pewien, że moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybym w pewnym momencie nie spotkał JEGO – Brata Alberta. To on mi pomógł, uratował mnie. Gdybym Go nie spotkał, pewnie już nie byłoby mnie na tym świecie, umarłbym z głodu, albo spotkałby mnie inny zły los. Jednak zacznijmy od początku.
Mieszkałem z rodzicami i rodzeństwem w starej, wynędzniałej kamienicy w ponurej dzielnicy Krakowa. Byłem najmłodszym z trójki braci i miałem jeszcze trzy siostry. W domu nigdy nie było niczego pod dostatkiem. Jeśli udało mi się dopchać do stołu, zjadłem kawałek chleba lub trochę kaszy. W rodzinie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Matka chodziła sprzątać mieszkanie u pewnej bogatej sąsiadki. Ojciec, gdy nie siedział w więzieniu, to przeważnie był pijany lub uczył moich braci złodziejskiego fachu. Mieszkała z nami jeszcze babcia, dobra czuła i mądra kobieta. Tylko ona mnie przytulała, głaskała po głowie, mówiła mi miłe rzeczy, opowiadała o innym świecie, gdzie ludzie są szczęśliwi, zachęcała do nauki. Czasem, gdy ojciec nie widział, uczyła mnie czytać i liczyć. Bardzo ją kochałem. Podobały się jej moje obrazki, które ukradkiem rysowałem skrawkiem ołówka na brudnych gazetach lub resztkach kartonów. Mówiła mi, że kiedyś będę wielkim artystą. Czasem w sekrecie przed innymi dawała mi smaczne kąski, które udało jej się schować, gdy przygotowywała jedzenie. Często, gdy jeszcze mogła chodzić, zabierała mnie do kościoła św. Marcina przy ulicy Grodzkiej 58 w Krakowie. Pamiętam, jak kiedyś przeczytała mi łaciński napis „Frustra vivat, qui neminiprodest” – „na próżno żyje ten, kto nikomu nie przynosi pożytku”, widniejący nad wejściem do kościoła. Powtarzałem go sobie w myślach wiele razy. Teraz wiem, że na początku go nie rozumiałem. Myślałem, że ojciec będzie miał ze mnie pożytek, gdy pójdę z nim i braćmi „ do pracy”. Przydawałem się, bo okienka do piwnicy były bardzo małe. Wślizgiwałem się bez trudu do środka i „badałem teren”. Potem otwierałem drzwi do piwnicy i wpuszczałem ojca i braci. Och!!! Ci arystokraci!!! Trzymają skarby w piwnicy. Wynosiliśmy, co się dało. Po takiej akcji zawsze mieliśmy co jeść.
Nie chodziłem do szkoły, gdyż ojciec uważał, że to strata czasu. Pewnej nocy ojciec z braćmi zostali schwytani i oddani w ręce stróżów prawa. Skończyło się pobytem w więzieniu.
Wiedziałem, że to co robił ojciec i bracia było złe. Zawsze chciałem, żeby ktoś miał ze mnie pożytek. Pamiętałem o słowach kochanej babci. Matka i siostry, gdy ojciec i bracia byli w więzieniu, prały brudne rzeczy bogaczy, ale pieniędzy nie wystarczało.
Moja ukochana babcia była coraz bardziej chora. Od dawna dokuczał jej kaszel. Nigdy nie był u niej lekarz. Ta wizyta byłaby za droga.
Pewnej nocy nie spałem, bo babcia bardzo kaszlała. Wstałem, żeby jej podać wodę. Zwykle to pomagało. Teraz jednak tak się nie stało. Babcia była już bardzo słaba. Poprosiła mnie, abym usiadł przy niej i powiedziała:
- Leoś, moje życie się niedługo skończy. Pamiętaj każde życie i twoje też powinno być arcydziełem. Możesz być wielkim artystą i robić wartościowe rzeczy w swoim życiu. Bądź zawsze dobrym człowiekiem, pomagaj innym, mów zawsze prawdę i kochaj Boga.
Ściskałem rękę babci tak mocno jak tylko umiałem, łzy leciały mi po policzkach. Prosiłem ją, by mnie nie zostawiała. Jednak nie chciała mnie słuchać. Odeszła jeszcze tej nocy.
Było mi tak ciężko jak nigdy dotąd. Rano poszedłem do kościoła, modliłem się za nią jak umiałem. Ksiądz podszedł do mnie, pytał co się stało i gdzie babcia. Nie odpowiedziałem, tylko wybiegłem z kościoła.
Długo spacerowałem ulicami miasta. Nie chciałem wracać do domu. Nikt mnie nawet nie szukał. Skąd to wiem?! Zakradłem się po trzech dniach od ucieczki i patrzyłem przez okno, gdzie była wybita szyba. Matka mówiła do sióstr: - Nie mam zamiaru go szukać. Będzie jedna gęba mniej do wykarmienia.
Nikt więc za mną nie tęsknił, a ja bardzo tęskniłem za babcią. Byłem kilka razy na cmentarzu, stałem nad jej grobem i szeptałem te modlitwy, których mnie nauczyła. Nie miałem dokąd pójść. Czasem udało mi się ukraść ze straganu na rynku jakiś owoc albo kajzerkę. Raz gruby piekarz złapał mnie i tak mi wlał, że plecy bolały mnie przez cały tydzień. Najczęściej spałem w piwnicach tych bogaczy. Nawet było wygodnie.
Czas szybko upływał. Byłem często brudny i głodny, a moje ubrania przypominały łachmany. Bardzo brakowało mi ciepła mojej kochanej babuni.
Pewnego dnia cały czas padał deszcz, nie miałem się gdzie podziać. Usiadłem skulony pod dachem przy wejściu do jakiejś kamienicy, żeby schronić się przed deszczem. Widziałem, jak po drugiej stronie ulicy, idzie stary wychudzony człowiek w łachmanach takich jak ja, kulał i miał całą zakrwawioną nogawkę spodni. Obserwowałem go. Nagle przewrócił się w kałużę na chodniku. Nie czekając ani chwili podbiegłem do niego. Usłyszałem jego szept:
- Pomóż mi… zaprowadź mnie do ogrzewalni Brata Alberta. Nie dam rady sam.
Zawsze chciałem być pożyteczny, więc pomogłem choremu. Szliśmy bardzo wolno, a mój towarzysz trzymał mnie mocno i jęczał z bólu. Nagle w ciemności usłyszałem głos. To był miły, spokojny męski głos. Dopiero później zobaczyłem całą postać. Był dziwnie ubrany, Podobnie do tych księży, których widywałem, gdy chodziłem z babcią do kościoła. On podszedł do mnie i powiedział: - Jestem Brat Albert. Nie bój się. Co się stało?
Wszystko mu opowiedziałem, a On poprosił mnie o pomoc przy chorych i o to bym został. Zgodziłem się. To była najlepsza decyzja w moim młodym życiu.
I tak się zaczęła nasza przyjaźń. Przytulił mnie jak babcia, jak ojciec syna, tak mi tego brakowało. Był dla mnie dobry. Ciepło, jasność i spokój bijący z jego twarzy dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Teraz już wiedziałem, że przy Bracie Albercie może być tylko lepiej.
Wszystko w moim życiu zmieniło się. Zacząłem się uczyć. Malowałem, a on pomagała mi udzielając wskazówek. Dużo się potem o nim dowiedziałem.
Zanim został franciszkaninem był wielkim artystą, malarzem. Postanowił zostawić swój majątek, porzucił dostatnie życie, swój talent, stał się ubogim franciszkaninem Bratem Albertem Chmielowskim.
Od tej pory stał się moim nauczycielem, głębokim umysłem, ale jednocześnie wesołym, dowcipnym, nadzwyczajnym gawędziarzem. Pamiętam jak wspominał czasy, gdy był 18 – letnim chłopcem i uczestniczył w powstaniu styczniowym. W wyniku ostatniej, ciężkiej bitwy został ranny w nogę, którą trzeba było amputować. Operacja odbyła się w nocy i nie było mowy o jakimkolwiek znieczuleniu. Brat Albert, wtedy jeszcze Adam Chmielowski, musiał sam trzymać świecę, a gdy doszło do piłowania kości z bólu połknął zapalone cygaro, które trzymał w zębach. Później często żartował ze straconej nogi, że chętnie zatańczy, albo że w jedną nogę nigdy mu nie będzie zimno.
Mimo że ukończył studia malarskie w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, postanowił żyć nie jako artysta. Utrata i śmierć jego przyjaciela Maksymiliana Gierymskiego spowodowała pogłębienie jego wiary i miłości do Chrystusa. Odkrył Boga, który idzie do grzeszników.
Ta nowa miłość kazała mu skończyć ze stabilizacją w życiu, karierą artysty. Zrezygnował z bywania wśród elit arystokratycznych i artystycznych ówczesnego Krakowa i pochylił się nad „innym Krakowem”, tym biednym, chorym, nędznym, głodnym i bezdomnym. Zamieszkał z najbiedniejszymi z ogrzewalni w Krakowie. Stał się jednym z nich. Wiedział, że tylko wtedy oni mu uwierzą, zaufają , a może z czasem, zechcą, zachęceni jego przykładem, zmienić swoje życie. „Przytulał” też w domach, które otwierał dla najuboższych, wszystkie „dzieci ulicy” takie jak ja, dotknięte demoralizacją i chorobami.
Teraz rozumiałem, co chciała mi powiedzieć babcia, już wiedziałem jak być naprawdę pożytecznym. Pomagałem z wielką ochotą Bratu Albertowi.
Zawsze imponowała mi wielka odwaga mojego mistrza we wszystkim co robił, w każdej chwili swego życia. Lubiłem też jego poczucie humoru, które nie opuściło go nawet w godzinie śmierci. Gdy odchodził z tego świata był dzień Bożego Narodzenia, radosne i piękne święto. Nie chciał pozwolić by wszyscy byli smutni, więc poprosił na łożu śmierci o… cygaro. Taki właśnie był mój WIELKI PRZYJACIEL!!!
W dniu pogrzebu Brata Alberta, w długim kondukcie żałobnym szli arystokraci i najbardziej wynędzniała krakowska biedota, do której i ja należałem.
Cieszę się, że mogłem być blisko TAKIEGO CZŁOWIEKA. Za moich czasów nie było bardziej wybitnego. Brat Albert odszedł w opinii świętości jako „NAJWYBITNIEJSZY CZŁOWIEK POKOLENIA”, a moja babcia miała rację, zostanę wielkim artystą i mam nadzieję dobrym i pożytecznym człowiekiem.
Justyna Talarczyk III miejsce – poezja:
„TO TY”
To Ty wiedziałeś,
jak iść przez życie.
Artysta, malarz
we franciszkańskim habicie.
Twe oczy patrzą w dal,
wiedzą, co robić,
gdy w innych słońca brak.
Twe oczy smutne? Nie!
Pokazują, jak spełnić życie swe.
Choć talent artysty
drzemał w sercu Twoim,
Wiedziałeś, że KTOŚ Cię potrzebuje.
Nie wahałeś się ani chwili.
Teraz CIĘ ŚWIĘTYM oznajmili!!!
Każdy dorosły i dziecię
Znajdzie u Ciebie pociechę.
Bracie naszego Boga
czuwaj nad nami!!!
Powstańcu styczniowy,
Pokazuj, jak być pięknie odważnym,
jak widzieć drugiego koło mnie.
Twe oczy wesołe? Tak!
Wszyscy wiedzą dlaczego i jak!
Odkryłeś Chrystusa w DRUGIM CZŁOWIEKU,
Tym małym i dużym, w każdym wieku.
Teraz my wpatrzeni w Twą postać
Wiemy jak do nieba się dostać.
PRZYJACIELU!
Ty pomagaj w każdej godzinie,
I ucz jak najpierwszy z artystów gminy.
Daj się poznać lepiej,
a słuch po TOBIE nie zginie
NA WIEKI!!!
Galeria



Czytaj również
Dodaj komentarz
LOKALNY HIT
Zwolnienia lekarskie wystawione w 2024 roku. Podsumowanie ZUS

W ubiegłym roku Polacy chorowali nieco# częściej i dłużej. Lekarze w całym kraju wystawili 27,4 mln zwolnień lekarskich, co przełożyło się na 290 mln dni niezdolności do pracy. Oznacza to wzrost o 400 tys. zaświadczeń w porównaniu do roku 2023 oraz wzrost o 2,8 mln dni absencji. Przynajmniej raz w ciągu całego 2024 roku na zwolnieniu lekarskim przebywało 7,7 mln osób, z czego 7,1 mln to ubezpieczeni w ZUS.
(czytaj więcej)Ciechocińskie tężnie. Coraz bliżej wpisania na listę UNESCO

Zespół zabytkowej warzelni soli w Ciechocinku# został zarekomendowany przez Komitet ds. Światowego Dziedzictwa Kulturowego w Polsce do wpisania na krajową listę informacyjną, która otwiera drogę do międzynarodowego uhonorowania naszego unikatowego zabytku techniki i wpisania go na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
(czytaj więcej)Światowy Dzień Ziemi. Jak możesz się zaangażować?

22 kwietnia swój dzień obchodzi # Ziemia. Pierwszy w historii Dzień Ziemi odbył się w 1970 roku, a jego idea została zapoczątkowana przez amerykańskiego senatora Gaylorda Nelsona, który będąc w 1969 roku świadkiem katastrofy ekologicznej postanowił taki dzień zorganizować.
(czytaj więcej)Zarezerwuj wizytę w ZUS online. Na konkretny dzień i godzinę

Nie trzeba wychodzić z domu, aby załatwić sprawy w ZUS-ie.# Z pracownikiem Zakładu można porozmawiać, nawiązując połączenie wideo podczas e-wizyty. Rezerwację takiego spotkania można dokonać nie tylko na stronie zus.pl, ale także za pośrednictwem aplikacji mZUS oraz aplikacji mObywatel.
(czytaj więcej)
Komentarze (0) Zgłoś naruszenie zasad
Uwaga! Internauci piszący komentarze na portalu biorą pełną odpowiedzialność za zamieszczane treści. Redakcja zastrzega sobie jednak prawo do ingerowania lub całkowitego ich usuwania, jeżeli uzna, że nie są zgodne z tematem artykułu, zasadami współżycia społecznego, a także wówczas, gdy będą naruszać normy prawne i obyczajowe. Pamiętaj! -pisząc komentarz, anonimowy jesteś tylko do momentu, gdy nie przekraczasz ustalonych zasad.
Komentarze pisane WIELKIMI LITERAMI będą usuwane!